W ramach autorskiego projektu CODZIENNIE KROK DO PRZODU zamieszczamy opowieści zwykłych-niezwykłych kobiet, które poznałyśmy w naszej fundacji lub które przewinęły się przez nasze życia przy okazji różnych naszych działań, wyjazdów, wydarzeń. Zaprosiłyśmy je do tego, żeby podzieliły się z innymi swoimi doświadczeniami, żeby opowiedziały o tym, jak udało im się podnieść po różnych życiowych zawirowaniach i nie tylko wstać, ale CODZIENNIE stawiać chociażby ten jeden KROK DO PRZODU! To kobiety, które uwierzyły, że warto się starać i żyć jak najpełniej się tylko da. Kobiety w różnym wieku, z różnych miejsc, z różnym wykształceniem, pochodzeniem, zasobnością portfela – prawdziwa przebogata mozaika!
Marcelina* trafiła po raz pierwszy do Strefy kilka miesięcy temu. Potrzebna nam była jej fachowa wiedza i wsparcie, ale też energia i zdeterminowanie, jakim kieruje się w życiu i potrafi nimi zarażać innym. Nie było mowy o jakimkolwiek przełamywaniu lodów między nami – zatrybiło, mówiąć kolokwialnie, natychmiast. Kobieta pod każdym względem kolorowa, bardzo świadoma tego kim jest i z czym się mierzy. Konkretna i niezwykle delikatna – dwa w jednym. Niezwykły kontakt!
Kilka dni temu spotkałyśmy się ponownie. Słuchałam, notowałam, współodczuwałam, ale w efekcie, po wszystkim, zapytałam ją czy zechce spisać swoją opowieść sama. Miałam wrażenie, że Marcelina sama najlepiej czuje i wie czym chce się podzielić ze mną i z Wami i nie pomyliłam się.
Opowieść Marceliny:
Nazywam się Marcelina i urodziłam się 36 lat temu. Problemem było to, że urodziłam się w nie swoim ciele i musiałam funkcjonować jako chłopiec. Kiedy byłam dzieckiem nie było ogólnodostępnej wiedzy na temat transseksualizmu, nie było internetu, by znaleźć wsparcie i odpowiedź co się ze mną dzieje. Poza tym urodziłam się w patologicznej rodzinie – ojciec to alkoholik, neurotyk i sprawca przemocy. W takim domu szybko nauczyłam się, że ważniejsze jest to, by przetrwać, niż szukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
Bardzo dużo energii zużyłam na przystosowywanie się. Nauczyłam się jak być „mężczyzną”, ale to nie był nigdy mój świat. Zawsze czułam, że coś jest nie tak. Uciekałam więc do świata książek i sztuki. Pisałam wiersze i opowiadania, tworzyłam instalacje i inne formy artystyczne. Była to dla mnie jakaś odskocznia.
Dzięki namowom przyjaciół zaczęłam terapię dla Dorosłych Dzieci Alkoholików. Uporałam się z moimi demonami: przemocą fizyczną, psychiczną i seksualną, które mnie spotkały w domu rodzinnym. Jednak ciągle czułam pod skórą, że coś jest nie tak, ciągle czułąm się nie na swoim miejscu, czułam że udaję…
Wyjazd służbowy na wiele miesięcy na drugi koniec kraju dał mi dużo czasu dla siebie, a narzędzia zdobyte na terapii pozwoliły na stanięcie przed lustrem i wyznanie samej sobie, kim tak naprawdę jestem. Nie było to łatwe, tym bardziej, że tyle lat „przystosowywałam się”, zamiast słuchać głosu mojego serca. Kiedy wreszcie pozwoliłam sobie na bycie sobą, na bycie kobietą, wszystko się ułożyło w mojej głowie i zaczęło do siebie pasować. Cała moja kobiecość, którą usiłowałam tłumić i nazywać jedynie „wrażliwością” wybuchła ze zdwojoną mocą.
Zrobiłam badania, które potwierdziły, że jestem zdrowa psychicznie i nie jest to tylko mój wymysł, a także rozpoczęłam terapię hormonalną prowadzoną przez specjalistę – seksuologa.
Mimo, że było ciężko ze znalezieniem pracy (nadal miałam dokumenty na stare dane), a badania i hormony kosztowały majątek, cały czas szłam do przodu, bo wreszcie mogłam być sobą!
Kiedyś nie wierzyłam w siebie i swoje umiejętności, a po zaakceptowaniu siebie, wszystko nagle zaczęło się zmieniać, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Po dwóch latach udało mi się uzyskać wyrok potwierdzający, że jestem kobietą. Z moim przyjacielem otworzyłam firmę usługową, zatrudniliśmy pracowników i prowadzimy biznes na zasadach fair-trade.
Wiersze i inne rzeczy, które tworzyłam tyle lat nagle okazały się atrakcyjne dla innych ludzi, że zaczęłam pokazywać moją sztukę w galeriach, zaczęłam także zarabiać na niej pieniądze!
Wystarczyło tylko po tylu latach „uśpienia” obudzić się z głębokiego snu, zacząć żyć po swojemu, a cały świat pomógł mi w moich działaniach. Na mojej drodze spotkałam wielu fantastycznych, inspirujących ludzi, którzy pomogli mi w ciężkich chwilach i zrozumiałam, że: „Kto chce szuka sposobu, a kto nie chce, szuka powodu”. Moje życie udowodniło mi, iż wszystkie marzenia się spełniają, wcześniej czy później, jeśli się w nie głęboko wierzy i stara się zrobić wszystko, by się spełniły.
Z gorącymi pozdrowieniami dla wszystkich kobiet, tych, które już ruszyły z miejsca i odmieniły swoje życie oraz tych, które właśnie się budzą.
*Marcelina – na prośbę rozmówczyni, jej imię zostało zmienione.