„Czerwiec wydobył już z drzew każdy listek. Westminsterskie matki o piersiach upstrzonych plamkami słońca karmiły swoje młode. Całkiem szacownie wyglądające dziewczęta leżały rozciągnięte na trawie.” [s.236 – Pani Dolloway na Bond Street]
„Czasami żałowała, że nie wyszła za mąż. Czasami chłodny spokój średnich lat życia, automatyczne sposoby ochrony umysłu i ciała przed skaleczeniami w porównaniu do grzmotów i bladych sadów jabłoniowych w Canterbury wydawały się jej prymitywne. Wyobrażała sobie coś innego, bliższego błyskawicy, intensywniejszego. Wyobrażała sobie pewne fizyczne doznanie. Wyobrażała sobie… (…)
Nie ma rzeczy dziwniejszej niż stosunki międzyludzkie, pomyślała, z powodu ich zmienności, ich niesłychanej irracjonalności, a jej chęć w tej chwili niczym nie ustępowała najintensywniejszej i gwałtownej miłości, ale kiedy tylko objawiło się jej słowo „miłość”, natychmiast je odrzuciła, ponownie rozmyślając, jak ciemny jest umysł, który nie ma więcej niż parę słów na określenie wszystkich jej zdumiewających odczuć, naprzemiennych bólów i rozkoszy.” [s.303 – Razem i osobno]
Nawiedzony dom. Opowiadania zebrane – Virginia Woolf
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012