W XIX wieku, miejsce kobiety było w sypialni, kuchni, salonie, ale nie w bibliotece, czy na wyższej uczelni. Kobiety można było podziwiać, pisać dla nich wiersze, obsypywać kwiatami, ale nie słuchać – rzadko bowiem miały coś mądrego do powiedzenia; jak twierdzili mężczyźni. Przez całe stulecia nasze prababki bezskutecznie pukały do bram uniwersytetów, banków, biur, szpitali. W tym ostatnim przypadku było to o tyle zrozumiałe, że pacjent szybciej by umarł na widok lekarza w spódnicy, niż odzyskał zdrowie.
Trudno jest podać datę narodzin feminizmu. Na przestrzeni wszystkich stuleci pojawiały się kobiety, które miały odwagę protestować przeciwko porządkowi świata ustalonemu przez mężczyzn. Zazwyczaj nikt nie traktował ich poważnie, mało kto słuchał – ginęły więc w mrokach historii. Natomiast na przełomie XIX i XX wieku feminizm przybrał charakter masowy, przez co stał się zjawiskiem mocno zauważalnym.
Wbrew pozorom myśl feministyczna nie była efektem kobiecej, wybujałej wyobraźni – jak twierdzili panowie – ale życiowej potrzeby. W dziewiętnastym wieku nie brakowało rodzin z nazwiskiem i tradycjami, które represyjna polityka zaborcy doprowadziła do bankructwa. Męska część szlachty była zmuszona podejmować pracę w lokalach gastronomicznych, w sklepach, na budowach… Głodowa pensja ojca nie zawsze wystarczała na utrzymanie rodziny. Sytuacja rodzin szlacheckich uległa dalszemu pogorszeniu po upadku powstania styczniowego. Wieloletnie wyroki więzienia i zesłania na Syberię sprawiły, że wiele kobiet pozostało w domu bez jedynego żywiciela. By przeżyć, musiały się zacząć emancypować, czyli po prostu usamodzielniać. Trudna sytuacja materialna dobitnie pokazywała, że nie jest do obrony dawny patriarchalny model rodziny, w którym mąż zostawał jedynym żywicielem, a kobieta matką i ozdobą salonów.
Emancypować w tamtych czasach oznaczało przede wszystkim dostosować do nowych czasów, zdobyć praktyczne a nie salonowe wykształcenie, podejmować pracę zarobkową. Edukacja dla kobiet na poziomie zawodowym była jeszcze jako tako dostępna z uwagi na uruchamiane kursy kwiaciarstwa, krawiectwa, koronczarstwa, kapelusznictwa… Te z wyższymi aspiracjami zostawały bonami czy też nauczycielkami do dzieci. Popyt na tego typu prace przerastała jednak podaż, pensje osiągane przez nauczycielki czy krawcowe bywały głodowe. Jeszcze inne kobiety, pozostając bez środków do życia np. po śmierci męża, oddawały się prostytucji. Było to zjawisko nagminne i dotyczyło także szlachcianek!!! W przypadku tych ostatnich nie była to prostytucja uliczna, ale domowa, polegająca na przyjmowaniu jednego do kilku „zaprzyjaźnionych” mężczyzn. Często spotkaniom takim sekundowały same matki. Bo gdy nie było czego włożyć do garnka, trzeba było sobie jakoś radzić.
Najbardziej naturalnym sposobem na poszerzenie rynku pracy, było podniesienie poziomu edukacji i zapewnienie kobietom dostępu do wyższych stanowisk. Niestety nie było na to przyzwolenia ze strony mężczyzn, burzyło bowiem odwieczny porządek świata, który gwarantował im dominującą rolę w społeczeństwie i rodzinie.
Stopniowo pojawiały się też inne hasła:
– przyznania praw wyborczych kobietom,
– równouprawnienia w życiu seksualnym czyli dostrzeżenia praw kobiet w alkowie i zaprzestania traktowania ich jak niewolnic,
– skończenia z podwójną moralnością, w ramach której mężczyzna mógł zdradzać bez ograniczeń żonę, żona męża nigdy,
– uświadomienia seksualnego,
– uświadomienia w zakresie antykoncepcji i przyznania kobiecie prawa do decydowania o nieposiadaniu kolejnego dziecka,
– skończenia ze społeczną obłudą. Kobieta z dobrego domu, by zachować reputację, nie mogła pracować, bo to narażało ją na spotkania z obcymi mężczyznami, niemoralne propozycje itp. Nikt nie przejmował się tym, że gdy zostawała wdową bez środków do życia, musiała oddawać się znacznie gorszemu zajęciu tj. prostytucji lub też nakłaniać do niej swoje córki.
Chore na feminizm miały to do siebie, że lubiły publicznie łączyć się w gromady, przynosząc wstyd całej rodzinie. Poniżej parada sufrażystek w Nowym Jorku w 1912 roku.
Jak widać na poniższym zdjęciu, panie podczas takich spotkań nie miały łatwo.
Czasami nawet Bogu duch winnego konia wikłano w wojnę damsko – męską.
Bardziej odważne na znak walczenia z dawnym porządkiem świata sięgały po papierosy. Na używkę tą pozwalały sobie tylko kobiety o wątpliwej reputacji (np. tancerki, prostytutki), a od pewnego czasu także feministki.
Inne robiły prowokujące zdjęcia, myśląc że w ten sposób przewrócą świat do góry nogami.
Jeszcze inne obcinały na krótko włosy. Uważały, że kobieta nie powinna być tylko salonową lalką, cieszącą oko mężczyzny. Miała ważniejsze role do spełnienia. Choć na ten krok pozwalały sobie nie tylko feministki, ale także kobiety postępowe np. Maria Curie Skłodowska.
Kolejnym sposobem na burzenie dawnego porządku świata było noszenie przez kobiety męskich strojów.
Na zdjęciach i karykaturach drwiono z feministek. Pokazywano, jak będzie wyglądać świat, gdy role kobiety i mężczyzny zostaną odwrócone.
Poniżej papieros w ustach kobiety bynajmniej nie jest przypadkowy, o jego znaczeniu wspomniano już powyżej.
Gdyby chore na feminizm doszły do władzy i ustaliły swój porządek społeczny, mężczyźni zapewne zostaliby świętymi.
„Cierpiące na emancypację” były w stanie zagadać każdego, mówiły bez przerwy, niczym zacięty patefon, gotowe zagłuszyć wszystkich łącznie z orkiestrą smyczkową grającą w drugim pomieszczeniu.
Były to istoty śmieszne, przynoszące wstyd rodzinie, godne pożałowania.
***
Sadzę, że dziś możemy być wdzięczne naszym prababkom za trud, jaki włożyły w kształtowanie nowej świadomości społecznej.