Już po raz ósmy Samorząd Studencki Uniwersytetu UMK w Toruniu organizuje Wybory MISS UMK, na które zaprasza „wszystkie studentki”. Samorząd nie widzi w imprezie nic niestosownego – według niego promuje jedynie dobrą rozrywkę, a udział w niej jest dobrowolny.
My jednak mamy z tymi wyborami kłopot. Dlaczego?
A przecież Uniwersytet powinien przede wszystkim kształcić podmioty – jest to instytucja naukowa, a nie mająca nauczać, że w zasadzie najszybszym i najbardziej pewnym sposobem na osiągnięcie sukcesu czy uzyskanie aprobaty jest model oparty na cielesności. Model, który niestety najlepiej sprawdza się jako nośnik uzyskania szybkiej niezależności, pieniędzy czy „odpowiednich” znajomości. Jednocześnie uniwersytety nie robią dostatecznie wiele, by wyrównywać szanse studentek, które są zainteresowane robieniem kariery naukowej – nadal doktorantki wykruszają się wraz z urodzeniem dziecka i brakiem wsparcia często tak ze strony partnera, jak i uczelni. Jest to dla kobiet dość jasny komunikat – możesz się uczyć, ale za pomocą ciała szybciej osiągniesz sukces.
Jednocześnie podkreśla się, że udział w imprezie jest dobrowolny – a co roku uczestniczek wyborów przybywa. Czy w świetle masowej seksualizacji kobiet w kulturze i mediach, nielicznych alternatyw dla studentek, a także corocznego utrwalania rządów cielesności na uczelni, słowo „wybór” nie brzmi jak okrutny żart? Jak pisze Katarzyna Kazimierowska w swoim eseju „Gruby żart lalki Barbie”, „Ten wybór, tak przecież demokratyczny, oznacza albo podążanie za rówieśnikami, za innymi dziewczynami czy kobietami, albo wyłamanie się z zaklętego kręgu presji społecznej, jaką wytwarza grupa rówieśników w każdym wieku. Seks jest wszędzie, większość komunikatów reklamowych jest podszyta seksem, sceny erotyczne występują niemal w każdym filmie dla widzów powyżej 14 roku życia, internet ocieka seksem. A to wszystko zaczyna się już w ramach edukacji kilkuletnich dziewczynek, „za pośrednictwem postaci będących wzorami do naśladowania, za pośrednictwem mody, sposobu widzenia własnego ciała, a nawet zabawek. Ich wygląd – na przykład popularnych lalek Bratz – pokazuje, jakie są kulturowe oczekiwania: już od dzieciństwa dziewczynka ma być sexy. Z wydętymi ustami, zamglonymi oczami, z przesadnym makijażem, w błyszczącej biżuterii, w minispódniczkach i butach na wysokich obcasach(…)”. Ta seksualizacja kobiet, patrzenie na nie jedynie przez pryzmat ich wyglądu i płci, zaczyna się tak wcześnie, że późniejsza mowa o wolnym wyborze jest kolejnym rubasznym żartem”. Żartem, który jest pretekstem i usprawiedliwieniem dla dalszego postrzegania kobiet głównie przez pryzmat wyglądu, utrwalania ich „miejsca” w kulturze, podkreślania, że atrakcyjność fizyczna jest ważniejsza dla kobiet niż dla mężczyzn – a z drugiej strony odmawiania im równych szans na rynku pracy i uczelni, partnerstwa w pracach domowych i wychowywaniu dzieci, a także kręcenia nosem na te, które wybrały karierę zamiast funkcji Pani Domu.
O prawdziwym wyborze będziemy mogli i mogły mówić wtedy, gdy każdy i każda będzie miał/a faktycznie równe szanse we wszystkich dziedzinach kultury, gospodarki, polityki i rodziny. A tymczasem? Nie zwalajmy naszej zbiorowej odpowiedzialności za zwalczanie stereotypów na „wybór” kobiet, którym wszędzie dokoła komunikuje się, że wygląd jest ważniejszy niż intelekt. Zwłaszcza, gdy dzieje się to na uczelni.
Czy osiągnięciem, które powinny promować uczelnie wyższe, jest posiadanie najbardziej atrakcyjnego kształtu ciała, najbardziej odpowiedniego wzrostu i najbardziej uroczego uśmiechu wedle aktualnych standardów piękna, które obserwujemy codziennie w gazetach i reklamach? Konkursy piękności sprowadzają kobiety do towaru, który uśmiecha się bez końca, wygląda „bez zarzutu” i jest postrzegany jako ten lepszy. Uniwersytet to instytucja, w której powinnyśmy być oceniane pod względem naszej wiedzy i intelektu, a nie przez to jak prezentują się nasze ciała.
Źródło: http://codziennikfeministyczny.pl/oswiadczenie-ws-konkursu-na-umk/